czwartek, 30 marca 2017

Błogosławiona przeciętność

We wszystkim, czego się imałem zawsze chciałem być najlepszy, a co za tym idzie, stawałem się od razu zbyt zorientowany na wyniki. W ten sposób stwarzałem sobie potworną presję, której oczywiście długo nie byłem w stanie znieść, więc poddawałem się ostatecznie i rzucałem cały kram w cholerę. Po czym czułem się zawiedziony, rozczarowany sobą, tym, że znów mi się nie udało, że chyba jest ze mną coś nie tak, skoro i tym razem nie dałem rady, nie sprostałem swoim oczekiwaniom i ambicjom.
Ten sam schemat powtarzał się wielokrotnie, zmieniały się tylko pasje: pisanie, biznes, poker, angielski, hiszpański, programowanie, blogowanie itd.
Teraz pierwszy raz posiadam zgoła odmienne nastawienie. Na świecie żyje około siedmiu miliardów ludzi. Tak na zdrowy rozum, bycie najlepszym w jakiejkolwiek dziedzinie graniczy z niemożliwością. Zresztą są dyscypliny, w których ciężko ocenić, kto tak naprawdę wiedzie prym. Werdykt może być jedynie bardzo arbitralny i umowny. Istnieją też oczywiście działalności, których efekty są utajone, nieoczywiste, mogą objawić się dopiero po jakimś, często bliżej nieokreślonym czasie, przez co nie da się ich zmierzyć gołym okiem.
W końcu zrozumiałem subtelną różnicę, pomiędzy dążeniem do robienia czegoś najlepiej, a perfekcjonizmem. Pierwsze nastawienie jest zdrowe i pożądane, drugie chorobliwe.
Jestem tylko człowiekiem i mogę, a nawet powinienem popełniać masę błędów. Wytwory mojej pracy nie muszą być doskonałe i nieskazitelne. Oby tylko spełniały swoją rolę, funkcjonowały, oddziaływały jakkolwiek na otoczenie i na mnie. Sama aktywność zaś powinna sprawiać mi satysfakcję. Sama w sobie. Sztuka dla sztuki. Bez względu na rezultaty.
Teraz uderza mnie wniosek, że w przeciętności nie ma absolutnie niczego złego. Wręcz przeciwnie. Przeciętność jest naturalnym stanem człowieka, funkcjonującego pośród tłumu innych ludzi. Jedynie jednostki wypływają na powierzchnię i stają się rozpoznawalne, popularne, podziwiane przez masy. To pewna pozytywna, ale jednak anomalia. Odstępstwo od reguły, którą jest przeciętność. Być przeciętnym, szarym człowiekiem, to znaczy być normalnym. Czyli jest to, ponad wszelką wątpliwość, stan pozytywny i pożądany.
Wszystko, co robię teraz sprawia mi radość. Owszem, nadal jestem ambitny, pragnę się doskonalić, ale już nie po to, by koniecznie osiągnąć absolutną doskonałość i dorównać najsłynniejszym i najwybitniejszym jednostkom w historii ludzkości, bądź komukolwiek zaimponować.
Myślę o tym, jak wielu jest anonimowych milionerów, pokerzystów, mniej znanych w skali globalnej pisarzy, aktorów, sportowców, którzy robią to, co kochają, zarabiają pieniądze, mają swoich wiernych fanów, czytelników i odnoszą lokalne sukcesy. Pragnę dołączyć do licznych szeregów tego typu ludzi i wiem, że jest to zupełnie realny i wykonalny cel, w przeciwieństwie do mrzonek typu “chcę zostać najbogatszym człowiekiem w Polsce” albo “chcę otrzymać literacką Nagrodę Nobla”, które przygniatają i miażdżą ciężarem intuicyjnego poczucia nieprawdopodobieństwa i nieosiągalności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz