sobota, 29 kwietnia 2017

Powrót do optymalnej formy

Na dziś zaplanowałem sobie wszystkie zajęcia, które wykonywałem skrupulatnie każdego dnia przed moją wywrotką ponad tydzień temu. To oznacza, że wracam na pełne obroty.
To nie lada wyzwanie, ponieważ po pracy czuję się wyjątkowo wyczerpany, najchętniej zjadłbym i poszedł spać. Właściwie mógłbym to zrobić, bez żadnych wyrzutów, tak funkcjonują przecież normalni przeciętni ludzie.
Zależy mi jednak na tym, żeby się rozwijać, więc uczę się, ćwiczę, czytam, piszę, realizuję swoje zainteresowania. To mi odpowiada, pomaga teraz i na pewno zaprocentuje w przyszłości, chociażby tym, że nie będę zdany na łaskę i niełaskę systemu emerytalnego, a sam zapewnię sobie godziwą starość.

piątek, 28 kwietnia 2017

Wypłata

Dziś na moje konto wpłynęła pierwsza wypłata z nowej pracy. Dość niespodziewanie, ponieważ założyłem, że za kwiecień wynagrodzenie otrzymam dopiero w ostatni piątek maja. To bardzo motywujące.
Wreszcie będę mógł sobie pozwolić na zakup kilku potrzebnych rzeczy, takich jak waga, rowerek treningowy czy odkurzacz, a także na wykupienie lekcji angielskiego z lektorem – native speakerem.
Snuję też plany na przyszłość, chcę się rozwijać. Moim nadrzędnym celem jest stać się rentierem. Myślałem o tym dzisiaj przez większość dnia. To możliwe, w perspektywie kilku lat. Jak najbardziej realne. Mało tego, droga do realizacji tego zamierzenia jest banalna. Ponadto, jestem już na trasie, rozpocząłem tę podróż dość dawno. Miewałem depresyjne przestoje, parę razy zabłądziłem, a nawet cofałem się, ale zmierzam sukcesywnie i mimo wszystko systematycznie do swojego upragnionego celu.
Każde pieniądze, które wpływają na moje konto, tak jak dziś, realnie mnie doń przybliżają, mocno motywują i utwierdzają w wierze, że to możliwe, wykonalne i że dopnę w końcu swego.

środa, 26 kwietnia 2017

Powrót, regeneracja

Depresja, ten cętkowany potwór, znów porwała mnie na tydzień, ponieważ dokładnie siedem kartek w moim kalendarzu pozostało pustych. Podnoszę się mozolnie, z trudem wstaję z kolan, wychodzę z mroku. Walczę o każdy oddech, każdy ruch.
Byłem przeziębiony, opuściłem przez to na dzień dobry kilka dni w pracy. Poza tym i tak jest ciężko, nadwyrężyłem sobie rękę.
Dziś mam wolne, wypiłem butelkę wina, przespałem pół dnia. Borykam się sam ze sobą i z własnymi myślami. Zastanawiam się, jaki sens ma moja egzystencja i do czego prowadzi prócz tego, że bez ustanku produkuję dwutlenek węgla.
To przez to, że działania takie jak nauka angielskiego i inne, które sobie rozplanowałem nie przynoszą natychmiastowych efektów. Dlatego te wątpliwości. Moje rozgorączkowane super ego chce już teraz cieszyć się z rezultatów.
Cierpliwości kochanieńkie!

niedziela, 16 kwietnia 2017

Spadek nastroju

Odreagowuję pornograficznie stres związany z podjęciem nowej pracy oraz konflikt, który miał miejsce wczoraj w domu i popsuł jeszcze bardziej atmosferę.
Nie stoczyłem się jednak do końca, nie wyłączyłem zupełnie z życia. Chcę zrobić pewne podsumowanie, żeby zakwalifikować ten czas mimo wszystko jako sukces.
Nie wysypiam się od dwóch dni – bardzo źle, dziś już powinienem położyć się o odpowiedniej porze. To baza mojej terapii.
Nie ćwiczyłem od dwóch dni – dopuszczalne, można mieć do trzech dni przerwy w ćwiczeniach, jutro zrobię pompki.
Zrobiłem ćwiczenia z książki – świetnie.
Od dwóch dni nie uczyłem się angielskiego – dopuszczalne, odpoczynek, coś w rodzaju weekendu.
Dzwoniłem do mamy – świetnie.
Słuchałem muzyki poważnej pod prysznicem – doskonale.
Od dwóch dni nie robiłem ćwiczeń z aplikacji – może zrobię przed snem, to będzie tylko dzień przerwy.
Piszę na blogu, analizuję sytuację bieżącą, mimo że jest ona dość trudna i wiąże się to dla mnie z pewnym wysiłkiem – rewelacyjnie.
Wczoraj się nie ogoliłem, ale kąpię się codziennie – jest OK.
Nie byłem wczoraj na spacerze – świat się nie zawalił, wyszedłem z domu na 10 minut, by zadzwonić do mamy, dobre i to.
Byłem dziś w pracy – sukces!
Pozwalam sobie na słodycze – są Święta.
Od dwudziestego marca wszystkie kartki w moim kalendarzu są zapisane – sukces!
Wnioski: mam spadek nastroju, brakuje mi czułości i seksu. Odreagowuję w najprostszy sposób, wybieram pewną drogę na skróty, idę na łatwiznę. To mój sposób na ucieczkę od stresów i problemów. Zachowuję przy tym pewne granice. Zależy mi na tym, by iść dalej właściwą ścieżką w kierunku przeciwnym niż depresja.
Pomimo spadku nastroju wykonuję określone minimum, podejmuję walkę, w niektórych przypadkach przezwyciężam niechęć i brak ochoty na cokolwiek prócz pornografii, w innych ulegam (nie jestem doskonały, mam prawo do błędów).
Najważniejsze, że w tym spadku nastroju, przy całej zawierusze domowej, jestem w stanie robić cokolwiek, że byłem w pracy, że piszę, że analizuję, że chcę wrócić do poprzedniego trybu, by rozwijać się dalej. To jest prawdziwy sukces!

sobota, 15 kwietnia 2017

Jedna z przyczyn

Moja depresja mogła znaleźć we mnie bardzo przytulną wylęgarnię, dlatego że nienawidziłem przeciętności, zawsze chciałem się wyróżniać, odstawać, wydawało mi się, że jestem kimś wyjątkowym, komu należy się od życia wszystko, co najlepsze, tylko dlatego, że urodził się geniuszem.
Teraz w końcu zrozumiałem, że to tak nie działa. Akceptuję swoją przeciętność, a nawet jej pożądam. Uważam, że jest ona nieodłączną częścią życia każdego człowieka, stanem zdrowej normalności.

piątek, 14 kwietnia 2017

Luźne myśli

Coraz lepiej mi się pisze. Trema poczęła znikać. Czuję się o wiele swobodniejszy w wyrażaniu opinii i uzewnętrznianiu swoich przemyśleń. Bardzo się z tego cieszę!
Depresja jest dżumą współczesności. Dotyczy mas. Zabija. Naprawdę zabija. Walka z nią również przypomina walkę z dżumą, jest bardzo ciężka. W istocie człowiek toczy wojnę sam ze sobą. Ze swoim drugim, trzecim i dziesiątym ja. Z każdym z osobna i ze wszystkimi naraz.
To wojna, którą trzeba prowadzić jednak pokojowymi, dyplomatycznymi środkami, by nie zdemolować środowiska, w którym się toczy, czyli samego siebie.

czwartek, 13 kwietnia 2017

Człowiek, człowiek i jeszcze raz człowiek!

Dziś dalszy ciąg dywagacji na temat człowieka. Człowiek jest najważniejszy. Bez człowieka wszystko traci sens.
Jeszcze bardziej utwierdziłem się przy takim stanowisku dzięki wczorajszym i dzisiejszym szkoleniom. Szkolenie. Niby prosta sprawa. Proste zagadnienia. Żadnej wyższej matematyki czy mikrobiologii. To jednak od człowieka, a ściślej od prowadzącego zależy jakość takiego szkolenia. Gdyby pojawił się tam typ nieciekawy, nudny, nastawiony wyłącznie na odwalenie swojej roboty i pójście do domu, te osiem godzin byłoby dla wszystkich koszmarem.
Szkolenie poprowadzili jednak bardzo dobrzy instruktorzy, ludzie otwarci, pomocni, przyjacielscy, odznaczający się poczuciem humoru i ogromną dozą empatii. Dzięki nim czas minął szybko, a ja osobiście jestem urzeczony. Pierwszy raz uczestniczyłem w tak dobrym i interesującym induction! Nowa firma zrobiła na mnie rewelacyjne pierwsze wrażenie. Oby poszła za ciosem.

środa, 12 kwietnia 2017

Wisienka na torcie

Poznałem w nowej pracy ciekawych ludzi. Czas zleciał bardzo szybko. Jutro dalsza część szkolenia. Stres zniknął. Już wiem dokładnie, co mnie tam czeka. Jestem na to w pełni przygotowany. Pojadę bez żadnych obaw.
Wykonałem w pełni swój plan na dziś. Piszę w ramach wisienki na torcie i czerpię z tego ogromną przyjemność. Pisanie bardzo mi pomaga. Trema zniknęła. Przestałem też troszczyć się o to, czy ktokolwiek czyta moje wpisy na blogu. Zmieniłem nastawienie, zdjąłem z siebie presję.
Piszę przede wszystkim dla siebie, układam myśli, trenuję systematyczność, odzyskuję lekkość pióra. Rozpiera mnie poczucie, że moja pisarska autoterapia przynosi doskonałe rezultaty.

wtorek, 11 kwietnia 2017

Mobilizacja

Nadchodzi szczególny moment. Jutro zaczynam nową pracę. Bardzo poważną. Z umową. Na razie na okres próbny. Czyli dalsza moja kariera zależy od tego, jak będę się sprawował przez najbliższe trzy miesiące.
Stresuję się. Odczuwam niepokój. Niepewność. To normalne, w końcu mam do czynienia z sytuacją przełomową. Z novum. Z czymś, co jest dla mnie istotne, do czego podchodzę bardzo serio, ponieważ sporo od tego zależy, choćby moja sytuacja finansowa.
Neutralizuję lęk zdefiniowaniem go. Czego się boję? Że źle wypadnę, że coś pójdzie nie tak, że czegoś nie zrozumiem, że się ośmieszę, że się rozchoruję i będę potrzebował iść na chorobowe. Raczej nie obawiam się tego, że sobie nie poradzę. To praca nawet poniżej moich możliwości.
Co może stać się w najgorszym wypadku? Zwolnią mnie. Jutro, za tydzień, za miesiąc lub po prostu nie przedłużą ze mną umowy po trzech miesiącach. Co wtedy? Świat się nie zawali. Znajdę sobie inną pracę, choćby tymczasową, która pozwoli mi związać koniec z końcem.
Dzięki takiemu podejściu presja staje się mniejsza. Skoncentruję się na tu i teraz. Po prostu tam pojadę i zareaguję adekwatnie do sytuacji, będę działał celowo, wykonam zadania, które zlecą mi przełożeni, najlepiej jak umiem. Będę uprzejmy, staranny i skupiony.
Wystarczy, że przetrwam jutro. Kolejne dni będą już łatwiejsze. Oswoję się. Nowa praca przestanie być nowa. Zaaklimatyzuję się i wdrożę w odpowiedni rytm.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Przezwyciężam

Po tej całej imprezie, pod wpływem przykrych wspomnień i myśli z nią związanych, a także złego samopoczucia ogólnego zanotowałem spadek nastroju. Zrekompensowałem go sobie pornograficznym seansem, ale sam ze sobą mam niepisaną umowę, że niedziela jest dniem, w którym to i owo wolno mi sobie obejrzeć. Sesja była przydługa, za długa, szczerze mówiąc, jednak mimo wszystko czuję, że wyszedłem z tej potyczki z samym sobą zwycięsko.
Depresji tym razem nie udało się wyczyścić całej kartki w kalendarzu. Jest zapisana, a część zadań odznaczyłem, jako wykonane. Z niektórych zrezygnowałem, nie miałem głowy, ochoty, nastroju. Zdarza się – nawet zdrowym, tym bardziej w weekend, po owocnym tygodniu.
Depresja próbowała mieszać mi w głowie, doradzała, bym został dziś w domu, nie jechał do pracy. Moim największym sukcesem jest to, że nie poddałem się tej pokusie, że przełamałem ten spadający nastrój, zdołałem przemówić sobie do rozsądku i osiągnąć wewnętrzną stabilizację. Dziś mój stan jest „w miarę” albo „przyzwoity”, powracam do normalności, do bezpiecznej przeciętności i skrupulatnie wypełniam zaplanowane na dziś obowiązki.

niedziela, 9 kwietnia 2017

Impreza

Byłem wczoraj na imprezie... Spontanicznie. Dałem się ponieść. Na całego. Przesadziłem z alkoholem i nie tylko, przez co zacząłem się zachowywać jak oszołom, zarzygałem czyjś pokój i zaliczyłem zgon.
Dosłownie. Wydawało mi się, że umieram, że jak stracę świadomość, to już ostatecznie, na zawsze, tak że więcej się nie ocknę. Nieciekawe doświadczenie.
Ocknąłem się jednak przed północą, wróciłem do domu, wziąłem prysznic i poszedłem dalej spać.
Rano poczułem się fatalnie, rozmyślałem o tym, jak bardzo beznadziejnie się zachowałem,  ośmieszyłem. Było mi wstyd. Chciałem zapaść się pod ziemię.
Teraz w końcu nabrałem do tego dystansu. W gruncie rzeczy to normalne. Wiele osób zalicza zgony, wymiotuje w przypadkowych miejscach itd.
Najważniejsze, że żyję i jestem cały. Podziękuję komu trzeba, przeproszę. Życie.

sobota, 8 kwietnia 2017

Planowanie

Zapisane kartki w kalendarzu są dla mnie symbolem zdrowego i efektywnego funkcjonowania. Planowanie każdego dnia pomaga mi mierzyć się z codziennymi sprawami. Odznaczanie kolejnych zadań sprawia wielką satysfakcję, jest bardzo motywujące. Udało się! Sprostałem! Kolejny sukces!
Od trzech tygodni z co najmniej dziennym wyprzedzeniem planuję wszystko, nawet rzeczy, które pozornie wydają się głupstwami, takie jak zjedzenie jabłka o poranku. To pozwala mi uporządkować sobie życie bardzo dokładnie.
Nauczony doświadczeniem wystrzegam się wyznaczania sobie przesadnie ambitnych i zbyt stresujących celów. Jeszcze na to za wcześnie. Dopiero uczę się normalnego, przeciętnego życia i to jest jeden długoterminowy cel sam w sobie.
Staram się również funkcjonować w zgodzie ze sobą. Jeśli coś nie sprawia mi przyjemności, po prostu z tego rezygnuję. Unikam zmuszania się do czegokolwiek. Oczywiście są rzeczy, do których mobilizowanie jest zupełnie pożądane, np. takie jak praca zarobkowa, która w tym momencie nie specjalnie pokrywa się z moimi  zainteresowaniami.
Ma jednak szereg zalet, takich jak zarabianie pieniędzy, czy możliwość rozmawiania z ludźmi i to wystarcza, bym rano miał energię na to, aby wstać z łóżka, zjeść śniadanie, wyjść z domu, dotrzeć do niej i zrobić tam to, co do mnie należy.

piątek, 7 kwietnia 2017

Podsumowanie

Dobiega końca trzeci tydzień mojej terapii opartej na odpowiedniej ilości snu, ruchu, zdrowej diecie, pisaniu, umysłowej aktywności i kontaktowaniu się z innymi ludźmi. Myślę, że efekty są zupełnie zadowalające. Funkcjonuję normalnie, zarabiam, mam poczucie, że się rozwijam, poszerzam horyzonty. Jest dobrze.
Moja nawracająca depresja rozpoczęła się ponad piętnaście lat temu. Przeczytałem, że w przypadku, jeśli człowiek miał więcej epizodów depresyjnych, tak jak to było w moim przypadku, leczenie powinno trwać kilka lat lub nawet do końca życia.
Z jednej strony trochę mnie to przeraża. Mam świadomość, że nawet po roku normalnego funkcjonowania cały koszmar depresji może powrócić. Przerabiałem już w swoim życiu taki spektakularny nawrót.
Z drugiej strony forma terapii, którą praktykuję jest optymalnie dopasowana do moich indywidualnych potrzeb i właściwie pokrywa się ze zwyczajnym życiem. Wiele zdrowych osób żyje całkiem podobnie, uprawiając sport, ucząc się języków obcych, spotykając się ze znajomymi, pisząc blogi, dzienniki itd.
Mogę robić to wszystko do końca życia, bez większych wyrzeczeń, bez rezygnacji z uroków świata, a wręcz przeciwnie. Każda aktywność, którą wykonuję walcząc z depresją oddziałuje pozytywnie na moją kondycję, wzbogaca moją osobowość i wiedzę.
To życie dobrej jakości i jestem z niego zadowolony. Już teraz, w tej formie jest ono bogate i pełne, uwalnia mnie od jakichkolwiek wyrzutów, że marnuję czas, ponieważ nawet wypoczywam twórczo, pisząc lub chodząc po parku.
Oczywiście z czasem będę zastępował jedne działania innymi, by uniknąć stagnacji. Chcę się rozwijać, jednak bez przesadnej presji, w tempie dopasowanym do możliwości mojego układu nerwowego, aby już więcej nie musiał się on buntować.

czwartek, 6 kwietnia 2017

Interakcje

Kiedy z kimś rozmawiam od razu zastanawiam się, na ile ten ktoś mnie lubi. Podświadomie bardzo zależy mi na tym, aby poczuł do mnie sympatię. Myślę, że przez to wywieram na siebie niepotrzebną presję, stresuję się, mam tremę i zamiast czerpać radość z rozmowy jestem spięty i pewnie zachowuję się nienaturalnie, podejrzanie.
Myślę, że wynika to po części z moich szkolnych doświadczeń, kiedy jawnie byłem odrzucany przez rówieśników. Rozważam z czego mogło to wynikać. Poniekąd na pewno z samej specyfiki szkolnego życia. Grupa musi na kimś odreagowywać, a że ja byłem w jakiś sposób najsłabszy, inny (niekoniecznie gorszy), trafiło na mnie. Poza tym wiele chorowałem i opuszczałem całe tygodnie, więc byłem jakby obcy, rówieśnicy nie mieli szansy się ze mną zżyć.
Sam również pracowałem na to odtrącenie, byłem egoistyczny, samolubny, interesowny i nie potrafiłem porozumieć się z rówieśnikami. Miałem swój świat, chciałem być odmieńcem, czułem się lepszy od innych.
Drugim powodem tremy, którą odczuwam teraz, gdy z kimś rozmawiam jest na pewno to, ze przez ostatni rok mocno się izolowałem, zamykałem w domu.
Chce teraz zwalczyć tę presję i oswoić się z ludźmi. Wiem, ze potrzebuję zmienić swoje nastawienie. Przestać się koncentrować na tym, czy ktoś mnie lubi czy nie. Przecież trudno, by osoba, z którą rozmawiam po raz pierwszy w życiu od razu zapałała do mnie głębszą sympatią. Poza tym nie ma ludzi, których wszyscy lubią. Ktoś może poczuć do mnie antypatię z zupełnie subiektywnych pobudek, np. dlatego, że skojarzę mu się z gościem, z którym przyłapał żonę na zdradzie albo jest po prostu typem, który nie lubi nikogo, nawet samego siebie – tak jak ja w depresji. Jestem to w stanie zrozumieć.
To na co mam wpływ i na czym powinienem się koncentrować w pierwszej kolejności, zanim wejdzie mi to w nawyk, jest moje zachowanie. Uważam, że mogę zaskarbić sobie względy większości ludzi poprzez bycie uprzejmym, uśmiechniętym, empatycznym, otwartym i pomocnym. Istotne jest również to, bym wychodził z inicjatywą, odzywał się jako pierwszy.

środa, 5 kwietnia 2017

Analiza retrospektywna

Jakość interakcji z ludźmi oddziałuje na każdą sferę ludzkiego życia, nie wyłączając sfery psychicznej. U podłoża mojej depresji leżą fatalne relacje z rówieśnikami w szkole podstawowej, które doprowadziły mnie do poczucia wyobcowania i tzw. samotności w tłumie.
W LO uległo to nieznacznej poprawie, ale moje reakcje były przeważnie powierzchowne, tłumione nieśmiałością. Zacząłem też nieświadomie wysyłać komunikaty „pomocy” poprzez znaczne pogorszenie ocen, wagarowanie, upijanie się, palenie, akty wandalizmu, samookaleczenia, słowne utarczki z nauczycielami.
Nikt jednak nie dostrzegł, że mam poważny problem, prócz jednego kolegi, który raz, po tym, gdy powiedziałem mu, że mam myśli samobójcze, zaciągnął mnie do szkolnej psycholog. Tej akurat nie było w gabinecie. Więcej już jej nie szukałem.

wtorek, 4 kwietnia 2017

Ludzie

W moim życiu przybywa ludzi. Odnawiam dawne znajomości i nawiązuję nowe. Rozmawiam, konwersuję, czatuję, mailuję, komentuję, odpowiadam na komentarze. Jest mi z tym bardzo dobrze. Cieszę się jak dziecko na myśl o tym, że w weekend wybiorę się ze znajomymi do restauracji. Myślę, że w gruncie rzeczy jestem bardzo towarzyski, choć w depresji stałem się skrajnym odludkiem i miałem poważne problemy na gruncie społecznym. Byłem nieśmiały, odnosiłem wrażenie, że inni mnie nie lubią, bo ktoś się nie odezwał, niby skrzywił, niby zignorował. Byle głupstwo brałem do siebie. Rozpamiętywałem, obrażałem się, wybuchałem, byłem zadziorny, arogancki, konfliktowy. Przepełniał mnie silny lęk przed ludźmi.
Mimo, że mam już ponad trzydzieści lat, to właśnie dziś po raz pierwszy uświadomiłem sobie z całą mocą pewną oczywistą prawdę. Tylko i wyłącznie, dzięki dobrym relacjom z innymi ludźmi można w życiu osiągnąć jakikolwiek sukces – w biznesie, w sporcie, w polityce, w życiu rodzinnym itd. Często się mówi, że świat jest niesprawiedliwy, bo liczą się tylko układy, znajomości. Tak, liczą się znajomości, ale co w tym niesprawiedliwego?! To naturalne. Człowiek jest istotą stadną i wszystko, co robi zasadza się na jego interakcji z innymi jednostkami.
W końcu zdałem sobie sprawę z tego, że każdą rzecz, jaką osiągnąłem w życiu, osiągnąłem przy pomocy innych. Bardzo to doceniam i jestem niezwykle wdzięczny osobom, które mi pomogły.
Wyjechałem za granicę, dzięki temu, że ktoś znajomy zgodził się wynająć mi pokój, ten sam ktoś, powiedział mi, gdzie powinienem iść, aby zapytać o pracę. Ostatnio coś podobnego powiedział mi obcy człowiek, z którym po prostu nawiązałem rozmowę w firmie, w której pracowałem tymczasowo, co zaowocowało tym, że w przyszłą środę zaczynam na pełen etat z umową na okres próbny. W tym momencie jest to dla mnie wielki sukces i wybawienie od problemów finansowych, do których doprowadziłem się depresyjną bezczynnością.
Ostatecznie dojrzałem do tego, aby wreszcie zmienić swoje nastawienie względem innych. Chcę być bardziej otwarty, cierpliwszy, wyrozumiały, troskliwy, bezinteresowny. Chcę dać się lubić, dać się poznać, wyzbyć nieśmiałości, zrzucić te kretyńskie maski, które w istocie mogły sprawiać, że inni postrzegali mnie jako nieudolnego pozera. Chcę być sobą, naturalnie, spontanicznie. Być uprzejmy, uśmiechnięty i pomocny.

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Wyjątkowo udany dzień

Świeciło słońce, było ciepło, wiał jedynie pokrzepiający wiaterek. Zaprosiłem ją tak zupełnie bez okazji do tej knajpki z parasolami niedaleko teatru. Marudziła, że jest zabiegana, że nie wie, czy znajdzie czas, w końcu odpisała, że okej, postara się być.
Zjawiłem się pierwszy, kiedy nie prześladuje mnie depresja, punktualność to moja mocna strona. Czekałem, przyglądając się witrynom sklepowym. Spodobał mi się jeden garnitur. Lubię garnitury. Pomyślałem, że chcę być bardziej elegancki. Przyszła, zjawiła się nie wiadomo skąd z takim impetem, że o mało na mnie nie wpadła.
– Chodź, usiądziemy tutaj – zaproponowałem.
– Okej, to co tam u ciebie, co chciałeś mi powiedzieć? – zapytała, jakby odrobinę zniecierpliwiona.
Usiedliśmy, zamówiliśmy po wodzie niegazowanej.
– Są czasami takie dni, kiedy absolutnie wszystko się udaje.
– Owszem. – Spojrzała wymownie, uśmiechnęła się lekko i dodała po łyku wody: – To się zdarza.
– Dziś mam właśnie taki dzień. Najpierw pojechałem do pracy, przepracowałem osiem godzin, co już samo w sobie jest wspaniałe, ponieważ zarobię sporo pieniędzy.
Jej uśmiech zaczął rozkwitać jak pączek, który przeobraża się w dojrzały kwiat, jakby bezgłośnie chciała powiedzieć: cieszę się, że w końcu jest AŻ TAK DOBRZE, a ja kontynuowałem ożywiony:
– W pracy zagadałem jednego chłopaka, który mieszka niedaleko i ma auto, zgodził się mnie podwozić, dzięki czemu zaoszczędzę na dojazdach, ale najlepsze jest to, że pozytywnie przeszedłem proces rekrutacyjny w innej firmie i od przyszłej środy zaczynam prawdziwą pracę, z umową itd.!
– Super, gratuluję! – wypaliła spontanicznie, przerywając moją rozpędzoną wypowiedź.
– Dziękuję! Dziś wszystko się udaje, wszystko mi sprzyja, nawet na mój blog, który niedawno nazwałem swoją pustelnią, zajrzały dwie pierwsze osoby. Najlepsze jest to, że dostrzegam te wszystkie sprawy, że jestem w stanie się z nich cieszyć i zaczynam z nadzieją patrzeć w przyszłość!

niedziela, 2 kwietnia 2017

Dwa słowa na temat pisania

Przyszedł, poklepał mnie po ramieniu i powiedział:
Pisz, nie przejmuj się nikim ani niczym, po prostu pisz, jeżeli to lubisz i jeśli ci to pomaga. Nie słuchaj tzw. głosu rozsądku, nie odwlekaj tego, nie czekaj na odpowiedni moment. Pisz tu i teraz, bo szybko może okazać się, że jest już za późno.
Pachniał wodą po goleniu, którą zwykł spryskiwać się obficie przy niedzieli. Ton jego głosu był łagodny lecz stanowczy. Najwyraźniej zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że potrzebuję takiej wskazówki, drogowskazu i potraktuję jego uwagę bardzo serio.
Faktycznie, dawno temu zacząłem powstrzymywać się od pisania, porzuciłem je, przełożyłem na inny, dogodniejszy moment, na lepszą sposobność. Cóż za naiwne, życzeniowe myślenie! „Kiedyś” szybko zamienia się w „nigdy”. Po kilkunastu latach uprzytomniłem sobie, że minęło aż tak wiele czasu – bezproduktywnie, bezpłodnie.
Nie chodzi o to, bym teraz cokolwiek sobie wyrzucał, kajał się, biczował, rozwodził nad przeszłością. Wystarczy, że wyciągnę wnioski i więcej nie popełnię tego samego błędu.
Skoro pisanie jest w jakimś stopniu dla mnie ważne, definiuje moją tożsamość, powinienem oddawać mu się namiętnie, pracować nad swoim warsztatem, szukać czytelników na rozmaitych portalach literackich, wysyłać teksty na konkursy, docenić siebie, swój potencjał i przestać go wreszcie zaniedbywać.
Włączył Beethovena „Do Elizy”, usiadł obok i z dumą popatrzył na mnie, jakby bezgłośnie chciał powiedzieć „tak mój synu, jestem z ciebie kontent, cieszę się, że przyznajesz mi rację, wierzę w twój talent, w twoje możliwości”.
Siedzieliśmy milcząc, aby nie zagłuszać muzyki. W skupieniu chłonęliśmy kolejne dźwięki. Poczułem się bezpiecznie i beztrosko.

sobota, 1 kwietnia 2017

Pustelnia

Przed wejściem do czujnej jaskini, stoję samotnie z rękami w kieszeniach i obserwuję tłuste chmury. Zasłaniają niebo, coraz uporczywiej, a promienie słoneczne kolorują je różnorako.
Czuję się ignorowany. Mimo starań, prób zapraszania innych na mój blog, nikt prócz mnie tutaj nie zagląda. Oto pustelnia, moja i moich myśli. Choć piszę przede wszystkim dla siebie, to jednak przykro mi się zrobiło, że ludzie są takimi ignorantami, że chcą zajmować się wyłącznie sobą i zapewne uważają, że jedynie ich blogi są godne uwagi.
Dobiegają mnie niepożądane głosy dzieci. Nie lubię dzieci, a jeszcze bardziej nie lubię ich niepożądanych głosów.
Przeżywam chyba coś w rodzaju niedocenienia twórczego. W zasadzie trudno mówić tu o niedocenieniu, skoro nawet nikt nie był łaskaw przeczytać choćby jednego zdania napisanego przeze mnie. To raczej poczucie odrzucenia i osamotnienia. Miałem nadzieję, łudziłem się, że nawiążę z kimkolwiek podobnym do mnie blogową znajomość. Wyszedłem do ludzi, ale nikt się nawet nie zainteresował moimi słowami.
Będę sobie mówił, że piszę wyłącznie dla siebie, a jednocześnie będę próbował dalej zagadywać innych blogerów. Może w końcu znajdzie się ktoś, kto zechce przeczytać choćby strzępek.