piątek, 24 marca 2017

Jak dziecko

Cały czas czuję się jak dziecko. Rano budzę się, wstaję, wyglądam przez okno, a świat, który widzę nie napawa mnie wstrętem i przerażeniem, ale ciekawi, pociąga. Pragnę coś robić. Wyjść. Być jego częścią. Zajmować jakieś miejsce – choćby nawet anonimowe, gdzieś w połowie stawki – w biegu życia.
***
Jestem podatny na wpływ osoby, z którą mieszkam, quasi-partnerki. Wrażliwy na jej słowa i humory. Źle znoszę pogorszenie domowej atmosfery. Od razu notuję spadek nastroju.
Wiem, że powinienem się uodpornić, zobojętnieć, nim możliwe stanie się rozstanie. To jedyny ratunek. Inaczej wciąż będę dryfował, uzależniony od jej widzimisię.
To ja jestem odpowiedzialny za to jak się czuję, jak reaguję na jej słowa czy sytuacje, które stwarza.
Będzie mi łatwiej, jeżeli kurczowo uczepię się myśli o tym, że rozstanie jest przesądzone, jako rozwiązanie najlepsze z możliwych.
Będzie mi łatwiej, jeżeli przestanę liczyć na cokolwiek z jej strony. Na poprawę? Zmianę? To niedorzeczne! Naiwne!
Zanim się rozstaniemy będzie jeszcze wiele takich sytuacji jak dziś. Jeszcze nie raz zrobi mi się przykro, nie raz poczuję się odtrącony, niezrozumiany, niesprawiedliwie osądzony, zraniony.
To już nie powinno być istotne. Niczego już nie da się naprawić ani odbudować. Tę relację może uzdrowić tylko jedno – rozstanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz